EN

23.03.2009 Wersja do druku

Too much is sexy?

Może po prostu nadal trudno jest znaleźć płynne połączenie, kanał bez zakłóceń, między polską a niemiecką mentalnością? - o spektaklu "Andromacha" w reż. Joanny Lewickiej w Teatrze Współczesnym w Szczecinie pisze Ewa J. Kwidzińska z Nowej Siły Krytycznej.

Pierwszy spektakl na polskiej scenie zrealizowany przez młodą reżyser Joannę Lewicką nie został przyjęty z entuzjazmem; przeciwnie, premiera "Andromachy" według Jeana Racine'a w Teatrze Współczesnym w Szczecinie doczekała się niewerbalnego komentarza tuż po zakończeniu. Brawa, które usłyszeli twórcy po premierze, odnalazły tym razem rytmikę raczej spowolniałą i - wydaje się - wcale nie spowodowało tego ironiczne dość wyznanie: "silence is sexy", które to w spektaklu było swoistą mantrą-klamrą spinającą ze sobą (a może właśnie rozbijającą?) sytuacje dialogiczne. Wygląda na to, że tak jak między bohaterami dramatu nie nawiązał się dialog, tak i nie dochodzi do niego między sceną a publicznością. Historia nieszczęśliwej Andromachy staje się pretekstem do wyrażenia bolesnych myśli o potędze ludzkich namiętności. Ten wątek mitologii greckiej podjął Eurypides, dwadzieścia dwa wieki później kolejny spośród największych tragik�

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Nowa Siła Krytyczna

Autor:

Ewa J. Kwidzińska

Data:

23.03.2009

Wątki tematyczne

Realizacje repertuarowe