Na pięćdziesięciolecie, gdy Mistrza nie będzie, zafundowano teatrowi jubileusz II kategorii: klapa - medal oraz wiecheć i buzi. Entuzjaści zafundowali wrocławskim mimom wystawy i sesję. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego wkład wrocławskich mimów i Tomaszewskiego do narodowej kultury "wyceniło" na jubileuszowy album. Na premierę zabrakło - pisze Krzysztof Kucharski w Słowie Polskim Gazecie Wrocławskiej.
Wielki mim, Henryk Tomaszewski, nie chce zmartwychwstać! Wiem, że jest to bardzo zła wiadomość, ale trzeba się z nią pogodzić. Teraz wrocławska pantomima dla wszystkich jest przekleństwem. Różne zawirowania, chybiona nominacja i manipulacje na żywym organizmie teatru mocno zespołowi zaszkodziły. Nieszczęście zaczęło się wcześniej. Mistrz nigdy nie wskazał swojego następcy. Mimowie pod wodzą Aleksandra Sobiszewskiego rozpoczęli własną drogę pod górę, która być może da owoce za parę lat. Wszyscy by chcieli, żeby wrocławscy mimowie odnieśli natychmiast porównywalny, spektakularny sukces. Mimom, którzy mają w repertuarze 4 spektakle, udaje się zagrać 2-3 razy w miesiącu, gdy Teatr Polski użyczy im jedną ze swych scen. Po jubileuszu odbita fala powróci. Znów odezwą się głosy, by teatr zamknąć, założyć szkołę mimów albo dać teatr jakiemuś wybitnemu zagranicznemu artyście. Wszystkim brakuje cierpliwości i zrozumienia, że nie da