Dziwny jest ten dramat o Protesilasie i Laodamii, "malowany a nie pisany" - jak zżymała się niegdyś krytyka - a przecież wymagający aktorki, która wielkością kreacji usprawiedliwić musi tę rangę, jaką nadaje mu podtytuł "tragedia". Dramat, który tym samym ujawnia pewną sprzeczność, trudną do rozwiązania w teatrze, gdzie zaskakujące efekty inscenizacyjne i scenoplastyczne odbierają na ogół wagę słowom i gdzie - na odwrót - w obliczu wstrząsającej roli środki czysto wizualne wydają się zbędne. Tym bardziej, że między tekstem a didaskaliami "Protesilasa" ścisła łączność zachodzi tylko parę razy; Laodamia wówczas albo milczy albo komentuje sytuację. W lekturze sprawa ta nie rysuje się zresztą tak ostro, na scenie zaś wizji Wyspiańskiego dotychczas nie sprawdzono. Słynna krakowska prapremiera, z wzruszającą bezradnością "wierna" autorskim wskazaniom, zakrawała na ich parodię, uwieńczoną na czwartym przedstawieniu epizodem z �
Tytuł oryginalny
Tomaszewski i Wyspiański
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 15