- Żeby pomóc, trzeba przezwyciężyć wstyd, włożyć wysiłek, mieć odwagę, poświęcić czas. Rozmowa z Tomaszem Schimscheinerem, aktorem teatralnym i telewizyjnym, zaangażowanym w działalność charytatywną, prezesem Fundacji "Wawel z Rodziną".
Za parę dni kończy Pan 50 lat. To dla Pana problem? - Gdybym się wdał w szczegóły, byłby to rodzaj taniej terapii, plotkarstwa. Na pewno jest to okres podsumowań, sprawdzania, co się zrobiło, gdzie się jest w sensie zawodowym, emocjonalnym, rodzinnym, relacji ze światem. To nie jest podsumowanie życia, z którym się żegnam, raczej tego, dokąd idę. Od tego momentu pewne decyzje muszą być bardzo świadome. W tym wieku nie ma już czasu na marnowanie czasu, na próbowanie, sprawdzanie wariantów. A dla aktora kolejna świeczka na torcie to...? - Zaczynam dostawać propozycje ról ojców, mężczyzn po przejściach, facetów dojrzałych. Odczuwam zmianę. Nie zagram już 30-latka. Chociaż wiele zależy od reżysera. U Agaty Dudy-Gracz czas jest nieokreślony, w jednej scenie mamy po sześć lat, w innej po osiemdziesiąt. Mimo wszystko nie czuję, aby spektrum ról było mniejsze. Wręcz przeciwnie. Wymarzone role Pan już zagrał? - Dziś w teatrze i kinie wszystk