- Zrobiłem wszystko, żeby nie śpiewać, a zostałem śpiewakiem. Więc tak chyba musiało być. Nie wierzę w przypadki - rozmowa z Tomaszem Koniecznym, pierwszym Polakiem, który wystąpi na festiwalu wagnerowskim w Bayreuth.
AGATA KWIECIŃSKA: Spotykamy się w Warszawie, przed chwilą przechodziliśmy obok plakatu, na którym widnieje twoje zdjęcie i powiedziałeś, że bas-baryton to nie jest głos, który znajduje się na plakatach. Co w takim razie jest miarą sukcesu w twoim gatunku głosu? Teraz debiut w Bayreuth, w przyszłym roku Metropolitan Opera. Jest coś jeszcze wyżej? TOMASZ KONIECZNY: Wszyscy reklamują Bayreuth i Metropolitan Opera, a ja mam swoje konkretne zdanie na temat teatrów operowych na świecie i dla mnie numerem jeden jest Wiedeń. Mam to przekonanie od paru lat i za każdym razem, gdy wracam do Wiednia z innego teatru, utwierdzam się w tym jeszcze bardziej. Szczerze mówiąc, mógłbym się z Wiednia nie ruszać. Tamtejsza publiczność mnie można powiedzieć... Kocha? - Tak. To wynikałoby z aplauzu, jaki otrzymuję, Wiedeńscy Filharmonicy mnie szanują i lubią. Ja też kocham tę publiczność i scenę, śpiewam tam partie, które najbardziej lubię i chcę śpiewać,