Po czarnej serii fatalnych knotów w Teatrze Wybrzeże powstało wreszcie przyzwoite przedstawienie. Nie - wybitne, nawet nie bardzo dobre, ale właśnie przyzwoite, niezłe, takie, którego nie trzeba się wstydzić. Młody reżyser Marcin Grota przetłumaczył - wraz z Małgorzatą Buchalik - Mieszczan Gorkiego i równo sto lat po moskiewskiej prapremierze udowodnił, że dramat ten wciąż może być żywy. Nie wyeksponował, rzecz jasna, rewolucyjno-marksistowskich "walorów" tekstu. Zrezygnował z celebrowania meandrów rosyjskiej duszy, z czechowowskich klimatów kojarzonych niezmiennie z opowieściami o życiowych bankrutach. Mieszczanie Groty to spektakl o toksycznych rodzicach, o relacjach rodzinnych prowadzących do psychicznego okaleczenia. Temat ten stał się ostatnio niezwykle modny, również w teatrze. W stronę rodzinnego piekła zwraca się konsekwentnie Krystian Lupa, zwracają się, przede wszystkim, wszelkiej maści "nowi brutaliści". Brutalnie, ostro grają też
Tytuł oryginalny
Toksyczni mieszczanie
Źródło:
Materiał nadesłany
Odra nr 10