Nie pomogła dynamiczna muzyka, ani świetni aktorzy. Spektakl mógłby być z powodzeniem swoim własnym trailerem - efektowną zapowiedzią, z której nic nie wynika - o spektaklu "Małe zbrodnie małżeńskie" w reż. Marka Pasiecznego w Teatrze Współczesnym w Szczecinie pisze Dominika Lutobarska z Nowej Siły Krytycznej.
"Małe zbrodnie małżeńskie" Erica-Emmanuela Schmitta, błyskotliwy dramat z kobietą i mężczyzną w głównych (i jedynych) rolach, kusi z pewnością zarówno reżyserów, jak dyrektorów teatrów nadzieją na stworzenie świetnego spektaklu, na który przychodzić będą tłumy: mała forma, atrakcyjny temat, współczesny język, doceniony i znany autor - czego chcieć więcej? Świetnych aktorów? Ich nie brakuje. Doświadczonego reżysera? Marek Pasieczny pracował z Joanną Matuszak i Wiesławem Orłowskim - owoc ich współpracy jest niestety mizerny. Nie pomogła scenografia Karoliny Benoit, która zaadaptowała przestrzeń Teatru Małego, ustawiając vis a vis publiczności lustrzaną ścianę, na której środkowej części wyświetlane są w rytm muzyki sielankowe czarno-białe fotografie głównych bohaterów. Nie pomogła dynamiczna muzyka Roberta Łuczaka, ani świetni aktorzy. Spektakl mógłby być z powodzeniem swoim własnym trailerem - efektowną zapowiedzią,