Zirytowały mnie psujące się telebimy na warszawskim placu Krasińskich podczas spektaklu "Rekonstrukcja poety" - rzekomej kulminacji Roku Herbertowskiego. Wściekłem się na uciążliwy pogłos i fatalne nagłośnienie. A potem zrobiło mi się jeszcze bardziej przykro, bo uświadomiłem sobie, że fiasko multimedialnego spektaklu nie jest przecież zjawiskiem odosobnionym - pisze Jacek Wakar w Dzienniku - dodatku Kultura.
Podobne rzeczy oglądamy w polskich kinach i teatrach niemal tydzień w tydzień, ale już nie zwracamy na to uwagi. Po prostu przywykliśmy. Kogo zdziwią w dzisiejszym teatrze źle uszyte kostiumy, w dodatku wykonane z fatalnej jakości materiału, oraz tandetna, sklecona z byle czego scenografia? Nikogo, bo przecież warsztat w środowisku i kraju przyzwyczajonym do szczytnych idei jest już nie drugim, ale na osiemnastym planie. Komu przeszkadzać będzie techniczna fuszerka, skoro ze sceny mówią prawdę, samą prawdę i tylko prawdę? Tymczasem nie należy mieszać tych spraw w jednym kotle. Prawda - swoją drogą - jest godna szacunku, choć akurat w teatrze wolę iluzję, piękne zmyślenie. Ale profesjonalizm, choć bywa nieosiągalny, nikomu nie powinien przeszkadzać. A kiedy z siódmego rzędu widzę, że aktorce pęka w sukni szew i nie stało się to przed chwilą, czuję się zażenowany. Nabity w butelkę, bo po drugiej stronie rampy nie potraktowali mnie poważnie. P