- Od każdej osoby można wziąć coś dla siebie, zdobyć jakieś doświadczenie, które poszerza widzenie pracy. Ale też dobrze jest spotkać się z kimś, kogo wrażliwości zupełnie nie podzielasz. I zmierzyć się z tym - mówi Ewelina Pankowska, aktorka Nowego Teatru w Warszawie, w rozmowie z Witoldem Mrozkiem w Dwutygodniku.
WITOLD MROZEK: Naprawdę chciałaś być jak Magdalena Cielecka? Mówisz tak - jako "Ewelina" - w spektaklu Anny Karasińskiej "Ewelina płacze" z TR Warszawa. EWELINA PANKOWSKA: No tak... Na pewno przez długi czas, gdy marzyłam o aktorstwie, to właśnie ona była dla mnie jakąś ważną figurą interesującej aktorki, ikoną. Oczywiście wszyscy się zmieniamy i ja też w momencie, gdy zaczęłam sama pracować, to się "zindywidualizowałam" (śmiech). No i pracuję też z Magdą więc stała się osobą w realu, a nie panią z ekranu. Wreszcie - przede wszystkim - znalazłam swoją własną drogę. Ale reżyserka Anna Karasińska naprawdę zadała ci pytanie, kim chciałabyś być spośród aktorów? - Tak, dokładnie o to mnie zapytała. Zresztą Magda Cielecka pierwotnie miała grać w tym spektaklu. Ale ostatecznie nie mogła zagrać, bo miała jakiś inny projekt. I została z nami w ten sposób, że to ja marzyłam na scenie o byciu nią. Karasińska opowiadała w