"Krew" w reżyserii Grażyny Kani to sprawne, efektowne i pokrętne przedstawienie W Malarni Teatru Polskiego kwadratowa, biało-czerwona scenka-podest z podświetlaną podłogą. Ciasno obsiadają ją ze wszystkich stron widzowie. Za ich plecami powieszono kolorowe billboardy z reklamowymi sloganami. Dynamiczna muzyka rozbrzmiewa jeszcze przed spektaklem i to ona narzuci jego przewodnie tempo: wartkie, intensywnie pulsujące, przyspieszające oddech i - nagle - gwałtownie rwane, łamane scenami jakby cedzonymi przez zęby. Historia porwania i zamordowania żony pewnego polityka przez terrorystów rozpisana jest przez Sergi Belbela na różne głosy i na różne tony. Grażyna Kania słyszy te różnice bardzo wyraźnie, konsekwentnie komunikują je też aktorzy. Ze sceny padają więc społeczne i filozoficzne teorie wzięte w nawias szyderstwa, weryfikowane i ogołacane z sensu przez porwaną kobietę, która mówi, siedząc na sedesie, że i Sartre by srał na jej miejscu. Sły
Tytuł oryginalny
To nie moja krew
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza - Poznań nr 240