"Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" w reż. Pawła Palcata w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym w Koszalinie. Pisze Joanna Krężelewska w Głosie Koszalińskim.
Czy można opowiedzieć historie kobiet-żołnierzy w ciągu niewiele ponadgodzinnego spektaklu? Na pewno nie. Za to można pokazać coś, co wszystkie połączyło. Dramat. Ból. I niemal to poczuć. - A co z hasłem dziewczyny na traktory? - pyta młoda Rosjanka, która ramię w ramię z mężczyznami chce walczyć w obronie kraju. Chce iść na wojnę. Nie jako sanitariuszka czy telefonistka. Kobiety, tak jak ich ojcowie, jak ich ukochani chłopcy, chcą na front. Mężczyźni najpierw z nich kpią. Drwią z ich słabości. A potem, tym wesołym, rozchichotanym panienkom ścierają uśmiech z twarzy. To, choć nieprzyjemnie się patrzy, nie jest złe. To zaledwie trening przed spotkaniem z wrogiem. - To nie kobiety. To żołnierze. Po wojnie będą znów kobietami - mówi dowódca. Padają kolejne rozkazy - zabiłeś jednego wroga, zabij drugiego. Powtarzane jak mantra sprawią, że człowiek zacznie działać automatycznie. I lepiej takim automatem być, bo na polu walki nie ma mi