"Mimo wszystko" w reż. Waldemara Śmigasiewicza w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Tomasz Mościcki w Foyer.
Miała pecha Maja Komorowska. Aż trzy razy podchodziła do premiery "Mimo wszystko" Johna Murrella. Za pierwszym razem - a było to w połowie marca - spektaklowi przeszkodził nieżyt gardła aktorki. Rzecz musiała być poważna, bo Komorowska znana jest z dyscypliny twardości żelbetu. Drugą premierę także trzeba było odłożyć - zbiegła się w czasie z pożegnaniem Jana Pawła II. Do trzech razy sztuka - wreszcie się udało i w połowie kwietnia zasiedliśmy w Baraku Teatru Współczesnego, by popatrzeć na Komorowską wcielającą się w postać Sary Bernhardt w sztuce, która nie jest w naszym kraju nieznana. Grywana jest podróżnymi tytułami, jej poprzednia realizacja nazywała się "Kreatura". W Krakowie w rolę boskiej Sary wcieliła się z wielkim sukcesem Anna Polony. Niegdyś Irena Eichlerówna zagrała tę samą rolę w tej samej sztuce zatytułowanej "Wspomnienia". Coś musi być w tym dramacie, który wybitny krytyk Edward Csató z pewnością zaliczyłby do k