EN

26.01.2024, 11:03 Wersja do druku

„To nie jest moja historia…”

„Historia Jakuba” Tadeusza Słobodzianka w reż. Aldony Figury, monodram Łukasza Lewandowskiego w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Karolina Jóźwiak

Nietuzinkowa historia i koleje życiowe mieszkającego obecnie w Izraelu księdza Romualda Jakuba Wekslera-Waszkinela mogą być świetnym materiałem dla literata i biografa, a także dla dramatopisarza. Zainteresowanie osobą polskiego księdza o żydowskich korzeniach skażone jest, niestety, zadziwiająco różnymi pomysłami i wpływa na bogate w „półprawdę”, odległe od faktów interpretacje. Tadeusz Słobodzianek, autor teatralnej wersji inspirowanej ową biografią, napisał swój dramat w 2017 roku i w tymże czasie wystawiono go w pełnej wersji i kilkuosobowej obsadzie na deskach Teatru na Woli. Spektakl reżyserował Ondrej Spišák. Ksiądz Weksler-Waszkinel miał okazję obejrzeć wspomnianą inscenizację, a po spektaklu stwierdził: „To nie jest historia moja, ani nawet o mnie”. Dodał jeszcze: „Przedstawienie jest dobre i godne polecenia”. Po siedmiu latach, w Teatrze Ateneum „Historia Jakuba” zrealizowana zostaje jako monodram – autor przygotował scenariusz raz jeszcze, z myślą o Łukaszu Lewandowskim jako jedynym wykonawcy. Dzięki temu powstał ciekawy scenariusz dla kameralnego teatru jednego aktora, mocny i przejmujący, choć znacząco stereotypowy i tendencyjny. Reżyserując nowszą wersję tekstu, Aldona Figura zdołała wprowadzić do przedstawienia wrażenie ponadczasowości i uniwersalności, nawet w dialogu z historycznymi epizodami. Dojrzały człowiek w poszukiwaniu własnej tożsamości staje się nadspodziewanie ważny i bliski nam – tu i teraz.

Akcja opowieści inspirowanej życiorysem księdza i filozofa, który po latach dowiaduje się, że nie jest tym, kim był dotąd, toczy się wśród burz i zmienności historycznych zdarzeń. Główny bohater, Marian, uratowany z warszawskiego getta przez polskie małżeństwo, w miarę spokojnie dorastał w polskiej rodzinie. Niespodziewane wyznanie bliskiej osoby powoduje, że w poczuciu wyobcowania i boleśnie czując swoją inność próbuje na nowo budować własną, prawdziwą tożsamość. Przepełniony wiarą, zagubiony w duchowych rozterkach, ale nadal w zgodzie z sumieniem nie waha się głosić Ewangelii i odważnie zmaga się z niesprzyjającymi okolicznościami. Bohater komentuje zarówno zachowania swoje, jak i innych, płynnie przechodząc od refleksji na temat kościoła jako instytucji, do spostrzeżeń dotyczących wiary i wiernych – owieczek, które Pan powierzył opiece kapłanów. Antysemityzm zagląda mu w oczy, dodatkowo „źli, skrzywieni słudzy boży” nie ułatwiają już wystarczająco trudnej wędrówki przez świat i czas. Tak samo jak komuna, esbecja i wszelacy donosiciele. Bohater szuka wytchnienia w szkołach rabinackich, w izraelskich środowiskach ortodoksyjnych żydów oraz w kibucu. Ale tam go nie znajduje. Jednak na nic lekki krytycyzm – dysproporcje są wyraźne i rodzinny kraj wygrywa we współzawodnictwie na perfidię i obrzydliwe praktyki wyższego rzędu.

fot. Karolina Jóźwiak

Jest w tym spektaklu niemało prowokacji, kontrowersyjnych elementów, a opis rzeczywistości trąci stereotypem. Do znudzenia wałkowane wypowiedzi o polskich, katolickich księżach, którzy niezmiennie dybią na młodych, niewinnych młodzieńców i kobietę w każdym wieku już nie poruszają. Walka wewnętrzna, niezmiernie ciekawa, zapada się w błotku sensacji i uproszczeń oraz na siłę piętnowanych, społecznych animozji. Przyznaję – w padających z ust aktora, bulwersujących stwierdzeniach jest ciut gorzkiej prawdy. Tadeusz Słobodzianek wie, czego potrzebuje scena. Dosłowność i metafora, mocny, soczysty tekst nie jest niczym nowym u tego dramaturga. Trafność uwag, zmysł obserwacji ulega, niestety, półprawdom, skłaniając się ku nośnym, ale w zasadzie już oklepanym tematom. Estetykę tekstu ratuje znamienite aktorstwo. Łukasz Lewandowski z powodzeniem ukazuje wewnętrzny świat głównego bohatera, którego nie zdoła zniszczyć nawet tendencyjność tekstu. Dzięki niemu refleksja wykracza poza medialne, pełne sloganów podwórko i przestaje być parodią. Nietuzinkowa biografia nie rozczarowuje i zaczyna nabierać głębszego sensu. W nowej odsłonie, przerażająco smutny, ale i tragicznie zabawny monodram broni się. Łukasz Lewandowski, mistrz nad mistrzami, spokojnie wodzi spojrzeniem po twarzach widzów. I już nad nimi panuje. Wchodząc w rolę „klechy”, z pobłażaniem i lekkim dystansem traktuje zgromadzoną przed nim publiczność. Nie sposób się mu oprzeć! Zadaje pytania, ale nie oczekuje odpowiedzi. Jednocześnie nie pozwala nikomu zapomnieć o tym, że jesteśmy w teatrze, w środku pewnej fikcji, która przez półtorej godziny wydała się prawdziwą. Aktor potrafi rozprawić się z dzwoniącymi komórkami – tym przekleństwem współczesnego teatru. Wymaga skupienia, zatopienia, zrozumienia. Na tym polega część magii, którą obficie rozdaje, nie zważając na własne ograniczenia czy zdrowotne niedyspozycje. W jego ustach słowo rośnie w oczach i pozostaje podstawowym środkiem wyrazu. Fraza, monolog, dialog biegnie potoczyście. A wszystko to wypowiedziane ze znakomitą dykcją, z humorem i wyczuciem, zabarwionym cierpkim sarkazmem. Aktor wspaniale czuje się na scenie, świadomy każdego gestu i słowa maluje przed nami bogatą rzeczywistość, w dodatku wieloosobową. I przenosi się lekko z kraju do kraju. Wciela się w kilka postaci, mimiką, ruchem ciała, drobnym gestem eksponując wygląd, charakter, sposób mówienia każdej z nich. Nie potrzebuje zmian kostiumu, wystarczy odpowiednie światło. Zaskakuje i wzrusza, bazując na emocjach słuchających. Kiedy trzeba odwołuje się do rozumu. Bez cienia fałszu w grze. Jest niemożliwy jako mały chłopiec, poruszający, gdy z biegiem lat i na co dzień zmaga się z własnymi dylematami, ulega frustracji, nie wytrzymuje psychicznego napięcia. Co się dalej stało i jak potoczyły się losy nietypowego księdza? To nie jest najważniejsze. Liczy się opowieść, gawędziarska filozofia, w której Lewandowski zdołał oddać bogactwo nastrojów, emocji, integrując myśli w spójną, wciągającą całość.

Czas na podsumowanie i na szali kładę wady oraz zalety przedstawienia. Nawet jeśli tekst razi i nie do końca  zadowala, wygrywa aktor –  Łukasz Lewandowski nadaje ton, znakomicie interpretuje pisane słowo, a mieszając ze sobą sekwencje komediowe i dramatyczne uwodzi i czaruje. Warto go zobaczyć w tej roli.   

Tytuł oryginalny

„To nie jest moja historia…”

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Anna Czajkowska

Data publikacji oryginału:

26.01.2024