"Letnicy" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego w warszawskim Teatrze Powszechnym. Pisze Tomasz Mościcki w Foyer.
Z tą premierą związana jest pewna anegdota. Po pierwszej godzinie spektaklu dano nam szansę. Tak od dziś będziemy nazywać teatralną przerwę - jest to bowiem szansa ratunku, czyli ewakuacji z niedobrego przedstawienia, aby wybrać milszy sposób spędzenia reszty wieczoru (stąd spektakl z jedna szansą, z dwiema albo zła wiadomość - bez szansy!). Otóż gdy nasza szansa mijała bezpowrotnie, a my z udręczonymi minami, kręcąc się po foyer teatru, myśleliśmy "to dopiero półmetek, a finał daaaaleeeeko przed nami" - pewien reżyser znany z ciętego języka podszedł i powiedział nam niepoprawną politycznie anegdotę o niepełnosprawnym. Brzmi ona tak oto: "A mnie to nie dotyczy, jak powiedział inwalida, którego w protezę dziabnął pies". Zachichotaliśmy z całkowitym zrozumieniem. Nas bowiem też nie dotyczyły wydarzenia rozgrywające się podczas przedstawienia "Letników" Gorkiego w warszawskim Teatrze Powszechnym [na zdjęciu scena z przedstawienia]. Jest to