"Policzę do tysiąca i zabiję się" - tą kwestią rozpoczyna się sztuka Petera Turriniego "Nareszcie koniec". Monodram Jana Peszka, którego premiera odbyła się w maju 1998 roku, ostatecznie znika z repertuaru Teatru Studio. - To sztuka o człowieku, który zewnętrznie świetnie funkcjonuje, ale zaczyna pękać od środka - scharakteryzował kiedyś swój utwór Peter Turrini, jeden z najciekawszych dramaturgów austriackich. Rewolucjonista Bohater spektaklu, odmierzając liczeniem czas do zaplanowanego samobójstwa, spowiada się ze swojego życia. Jego opowieść, wyznanie, które czyni nie wiadomo dla kogo i nie wiadomo po co, jest rodzajem "wyznania niewiary". Niespełnienie jest tutaj podstawowym tematem, uniwersalnym określeniem "kondycji ludzkiej". - Gdy miałem siedemnaście lat, chciałem zostać mistrzem świata w skokach narciarskich, ale porzuciłem ten plan, gdyż wykluczyłby wybranie mnie papieżem. W marzeniach byłem rewolucjonistą u boku sławnych rewolu
Tytuł oryginalny
To już koniec końca
Źródło:
Materiał nadesłany
Dzień Dobry