Czy w teatrze chcemy oglądać przez większość spektaklu nagranie transmitowane na gigantycznym ekranie - o spektaklu "Iwona, księżniczka Burgunda" w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego z Teatru im. Kochanowskiego w Opolu pisze Tomasz Kaczorowski z Nowej Siły Krytycznej.
W 1997 roku Grzegorz Jarzyna, podpisując się jako Horst Leszczuk, wyreżyserował w Starym Teatrze "Iwonę, księżniczkę Burgunda" Gombrowicza. Był to spektakl przełomowy - nie tylko dla samego reżysera, ale i dla aktorów. Wtedy właśnie Magdalena Cielecka jednych zachwyciła, a drugich oburzyła rolą niemej i pięknej Iwony. Niedługo potem Jarzyna objął Teatr Rozmaitości, do zespołu którego dołączyło wielu aktorów pokolenia Cieleckiej. Dzisiaj, kiedy oglądamy nagranie spektaklu, nie widzimy w nim niczego skandalicznego, ale tuż po premierze w recenzjach dominowały głosy pełne wątpliwości, czy ta realizacja ma w ogóle coś wspólnego z dramatem Gombrowicza. W "Iwonie, księżniczce Burgunda" w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego, prezentowanej w ramach INFERNO Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Boska Komedia, najważniejsza jest kamera i ekran. Być może nieprzypadkowo zaproszono spektakl na Scenę Kameralną, gdzie kilkanaście lat wcześniej grane