Ten tekst dotyczy niżej podpisanej czyli mnie. Nie sądzę jednak, że tytułowe zaszczyty spotykają tylko mnie. Dam głowę, że z podobnymi problemami borykają się wszyscy parający się przekładami sztuk teatralnych - pisze Hanna Szczerkowska.
Kiedyś, na początku mojej drogi, doszła mnie wspaniała wiadomość: Zamawia u mnie przekład asystentka Wielkiego Reżysera (jednocześnie dyrektora teatru). Nie mogło mnie spotkać większe szczęście. Ustaliłyśmy warunki, lecz nie podpisano ze mną umowy. Dokonałam przekładu najlepiej jak umiałam, przekład został zaakceptowany z bardzo przychylnym komentarzem. Odbyła się premiera i i nic. Nadal nie miałam umowy. Zgłosiłam pretensje do asystentki Wielkiego Reżysera. W odpowiedzi spotkała mnie ostra reprymenda: "My jesteśmy uczciwi! My podpisujemy umowy! To tylko przypadkowa zwłoka! Żądamy przeprosin!" Podwinęłam ogon pod siebie, przeprosiłam. I nadal nie podpisywano ze mną umowy. Po kilku tygodniach (sztuka była przez cały czas wystawiana) postawiłam Wielkiemu Reżyserowi (jednocześnie dyrektorowi teatru) ultimatum: albo umowa i pieniądze, albo zgłaszam prokuraturze kradzież własności intelektualnej. Umowa została podpisana i pieniądze wypłacon