ROZMACH I PRZEPYCH "POD PEGAZEM". PONADTO MNÓSTWO CUDOWNEJ MUZYKI WSPANIAŁY CHÓR, WIRTUOZOWSKA ORKIESTRA I KILKA PIĘKNYCH GŁOSÓW SOLOWYCH. A NA FINAŁ - ŻYWE KONIE. ALE ZABRAKŁO METAFIZYCZNEJ ŁZY. "Borysa Godunowa" Modesta Musorgskiego nie słucha się może z przyjemnością, ale na pewno z wielką satysfakcją. Zamiast draperii koloratur - podniosłe tony rosyjskiej prozodii. Zamiast przyjemnych harmonii - zgrzytliwe dysonanse. Zamiast koronek i tiulu - powaga zbiorowego bohatera i człowieczy dylemat. A wszystko ujęte w mozaikę historycznego fresku. Aktualnego zarówno wtedy, jak też tu i teraz. Dramat niedoli i dramat władzy, przepyszna cerkiew, niemoralny jezuita i polska szlachcianka. I żałobne proroctwo prostaczka. Reżyser, scenograf i aktorzy mogą z tej opery stworzyć prawdziwe misterium. A łza uroniona nad Godunowem nie musi być żałosna, wstydliwa i banalna. Wszelako poznański reżyser i scenograf (Marek Weiss-Grzesiński) postawił na real
Tytuł oryginalny
Tłum pożera Borysa
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Poznańska nr 285