Grzegorz Jarzyna bawi się z Tarantino na oczach podróżnych z warszawskiego dworca Jarzynę od jakiegoś czasu nosi. Nie tylko po różnych, czasem wręcz sprzecznych, stylistykach i ideach, jakby wypróbowywał granice wolności artysty pozbawionego obowiązków wobec ludzkości, narodu i ojczyzny. Niedawno poniosło go do Niemiec, gdzie zrobił prowokacyjnego Brechta. Kilka, a może już kilkanaście miesięcy temu ogłosił, że chce zrobić teatr w jeżdżących po mieście taksówkach. Nic z tego nie wyszło, bo chyba nie mogło, ale za to poniosło go na warszawski Dworzec Centralny. Na antresoli, między klozetem, poczekalnią a apteką, były kiedyś kasy, potem bufet-bar. Baru już nie ma, od niedawna jest teatr. Jarzyna wstawił kilkanaście rzędów krzeseł i parę reflektorów, scenografka (Magdalena Musiał) dorzuciła wielką kanapę pośrodku sugerującą wnętrze prymitywnej kawalerki. Dookoła szklane ściany eksbufetu; przez boczną zaglądają pasaże
Tytuł oryginalny
Thriller na Centralnym, czyli teatr w dworcowym bufecie
Źródło:
Materiał nadesłany
Przekrój nr 48