Polityka teatru ulega permanentnej aktualizacji, nigdy jednak nie pozwala osiągnąć infantylnej utopii "spektaklu bez tezy" - pisze w felietonie specjalnie dla e-teatru Igor Stokfiszewski
Jedna z najbardziej rozpowszechnionych intuicji, dotyczących politycznego wymiaru współczesnego teatru zwanego postdramatycznym, podpowiada nam, że nadwyżka estetyki, szaleństwo przedstawiania, odsłonięcie scenicznych mechanizmów, wreszcie - rozbicie dramatycznej struktury tekstu-spektaklu stawia sobie za cel ujawnienie opresyjnego charakteru wszelkich spójnych narracji, które z dwudziestowiecznymi katastrofami ideologicznymi powinny odejść do lamusa historii teatru i zgromadzenia. Intuicja ta odnajduje swoje uzasadnienie we fragmencie książki Hansa-Thies Lehmanna - teoretyka teatru postdramatycznego, fragmencie - jak powiedziałaby Kinga Dunin - zamordowanym milionem cytowań: "Teatr może za pomocą środków artystycznych dekonstruować (...) przestrzeń politycznego dyskursu - jak długo ten dyskurs tworzy tezę, przekonanie, porządek, prawo, organicznie pomyślaną całość politycznego ciała - i obnażać jego ukrytą autorytarną konstrukcję. Dzieje się to