-W teatrze szukam poważnego traktowania widza. Zwłaszcza Teatr Telewizji ma szansę poszerzyć horyzonty odbiorcom, którzy nie chodzą do teatru na co dzień, za to z ekranu bombardowani są telenowelami. Dzięki teatrowi mogą poczuć, że należy im się coś bardziej wartościowego niż guma do żucia dla oczu - mówi reżyser i autor sztuki "Next-Ex" JULIUSZ MACHULSKI.
Przetestował pana ktoś kiedyś porządnie? Musiał pan udowadniać, że się "dobrze zapowiada"? - Wątki autobiograficzne w "Next-Ex", jeśli do tego pani zmierza, oczywiście są, ale dyskretne. Nigdy mnie nikt nie przeczołgał przez "rozmowę kwalifikacyjną na zięcia". Moja córka Marysia też nigdy nie miała ze mną takich problemów, jakie Marysia-bohaterka spektaklu - maże swoim ojcem. A jednak wiele dialogów podchwyciłem z naszych domowych rozmów. Rozmawiacie państwo przy śniadaniu o zmierzchu inteligencji? - Włażenie, że świat się kończy, a inteligencja umiera, to tylko jeden z wątków. Gdy Ewa Pilawska, dyrektor Teatru Powszechnego w Łodzi, ponaglała, bym napisał sztukę na konkurs komedii, zacząłem szukać tematu, który byłby pewny, uniwersalny, a jednocześnie ciągle niezużyty. Dylematy ojca panny młodej, który testuje absztyfikanta, nadawały się idealnie. Mamy tu pierwotną walkę samców - nikt przecież nie zna faceta, jak drugi facet