KIEDY Ken Kesey zjawił się w Lublinie, był przyjmowany jak guru: rzesze wiernych oczekiwały jego pojawienia się cierpliwie, tropiły jego kroki, na wszystkich spotkaniach chcieli być wszyscy. Książki Keseya rozeszły się błyskawicznie, powtórka filmu "Lot nad kukułczym gniazdem" miała pełną widownię. Czy to był przejaw snobizmu, ochota na osobiste spotkanie ze światowym nazwiskiem i w dodatku oryginałem?... Nie. Opinię tę potwierdziła fantastyczna frekwencja młodych ludzi na spektaklu Teatru Nowego z Poznania, który przywiózł do Lublina teatralną adaptację "Lotu nad kukułczym gniazdem". Zdając sobie sprawę z trudności przełożenia niezwykłej literatury na scenę, spektakl śledziłam z powątpiewaniem. Uda się? Początek - może to wina nierozegrania się aktorów i pierwszego spektaklu - nie porywał. Wejście McMurphy'ego, miejskiego lumpa pośledniej postury - wróżyło interpretację komediową, kwitowaną zresztą �
Tytuł oryginalny
Tęsknota za fruwaniem
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Lubelski nr 74