O "Podróży do Reims" Teatru Wielkiego - Opery Narodowej pisze Maciej Deuar w Kurierze Szczecińskim.
NIE WIADOMO, czy coś na kształt Unii Europejskiej narodziło się blisko sto osiemdziesiąt lat temu w głowie genialnego Rossiniego, ale jakaś tęsknota za naszą kontynentalną wspólnotą chyba tak... Przez całe lata zapomniana kantata sceniczna "Podróż do Reims" dzisiaj przeżywa niebywały renesans zainteresowania. Kroczy przez najodleglejsze sceny operowe -od Helsinek (głośna inscenizacja Daria Fo) po hiszpańską La Corunę, od Chicago po Warszawę (rewelacyjny spektakl Tomasza Koniny, pod wspaniałym kierownictwem muzycznym Alberta Zeddy i z olśniewającą kreacją Ewy Podleś). Nic dziwnego: to istna eksplozja talentu geniusza z Pesaro, a przy tym... no właśnie, dzieło jest w swej wymowie bardzo europejskie - na modłę liryczną. Międzynarodowe towarzystwo instaluje się w oberży "Pod złotą Lilią", by wspólnie wybrać się do Reims na koronację Karola X. Kogóż tam nie ma?! Rzymska poetka Corynna, francuska elegantka, hrabina Folleville, rosyjski generał