"Fedra" w reż. Macieja Prusa i "alpha Kryonia Xe" w choreogr. Jacka Przybyłowicza w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Dorota Kozińska w Ruchu Muzycznym.
Zaczęło się od "Curlew River" Brittena. Jednego z najlepszych spektakli w obecnym repertuarze warszawskiego Teatru Wielkiego. Potem były "Zapiski tego, który zniknął" Janaczka i "Sonety Szekspira" Mykietyna. Przedstawienie ciekawe, nie wolne od potknięć i niejasności - poniekąd zrozumiałych, bo realizatorzy wzięli na warsztat nie opery, lecz cykle pieśniowe, które ubrać w szatę dramatyczną trudno. Niemniej przedsięwzięcie "Terytoria", pomyślane przez animatorów Opery Narodowej jako "poszukiwanie nowych jakości estetycznych i form wyrazu", wystartowało z rozmachem i zapowiadało się niezmiernie ciekawie na tle wszechobecnej na stołecznej scenie licentia poetica, testowanej przez reżyserów i scenografów na żywym ciele kanonu operowego. Z rozmaitym skutkiem. Twórczość kameralna zmusza inscenizatorów do większej dyscypliny, wymaga głębszego wniknięcia w tkankę czysto muzyczną. Tutaj do współpracy zaprasza się reżyserów, którzy - jak Maciej Prus