Zadziwiające, jak bardzo wyobraźnia twórców przedstawienia zbiega się ze światem widzianym oczami dziecka - nawet, jeśli jest to patrzenie umowne, zza szyby - o "Mikrokosmosie" z Wrocławskiego Teatru Pantomimy prezentowanym na tegorocznych małych Warszawskich Spotkaniach Teatralnych pisze Karolina Matuszewska z Nowej Siły Krytycznej.
Pamiętacie jeszcze historię Calineczki? Nie? To nic nie szkodzi. U Konrada Dworakowskiego znajomość baśni Andersena nie jest do niczego potrzebna. Może jedynie pomaga w zidentyfikowaniu głównej bohaterki, która z niejasnych powodów błąka się po świecie płazów i owadów. Świat ten jest niezwykły. Oddzielony od widowni pantomimiczną szybą, kryje w sobie niezwykłe bogactwo kolorów i różnorodność żywych istot. Dzięki pomysłowym kostiumom, charakteryzacji oraz opracowaniu gestów i wydawanych dźwięków można je bez trudu określić jako żuki, żaby, mrówki, pająka czy biedronkę. Najlepsze są w tym dzieci, które nie mają żadnego problemu z rozpoznaniem zwierząt. Zadziwiające, jak bardzo wyobraźnia twórców przedstawienia zbiega się ze światem widzianym oczami dziecka - nawet, jeśli jest to patrzenie umowne, zza szyby. To pewnie dlatego najmłodsi widzowie Warszawskich Spotkań Teatralnych tak swobodnie czuli się na widowni Teatru Żydowskiego.