To wydaje się niemożliwe, jakby to była jakaś wenecka czy też Witkacowska mistyfikacja. A jednak stało się – Giovanni odszedł i światła jego teatru zagasły.
„Bóg wie gdzie wyszła pani domu – adres? Nie dała go nikomu”. To Oniegin – o duszy przyjaciela. A wenecka dusza Gianniego? Może błąka się teraz nad laguną, a jego polskie serce unosi się nad Warszawą. Czy tam wyszli mu naprzeciw przyjaciele, Leszek Czarnota z Ryśkiem Cieślakiem, dyrektor Erwin Axer i profesorzy Bogdan Korzeniewski i Jerzy Pomianowski? Chciałoby się wierzyć, że tak. Lecz wiara wiarą, ale niepojętym jest, że ktoś tak żywotny, tak brawurowo aktywny i twórczy nagle znika na zawsze, a wraz z nim jego erudycja, teatr oraz marzenie o nim, liczne języki, w których rozmawiał niejako równocześnie, no i jego szarm i poczucie humoru. Finito – to jest ze strony Losu bardzo nie fair.
Arlekin wydaje się bezradny: „Mój pan? Zginął, przepadł, utonął w Canale Grande i wyzionął…” Arlekinowi i przyjaciołom zostają dwie książki: ta osobista, Terminus Nord, i ta ostatnia, dokumentalna i obszerna, Serce nad Warszawą, zakończona serdecznym listem od profesora Deglera. W opowieści tej jego scenograf otrzymuje tytuł „weneckiego artystycznego brata” i przyjmuje go z wdzięcznością. Ale tych „weneckich braci” było więcej niż dwunastu Arlekinów i tyleż Pantalonów, zawsze w duecie z Dottore, nie mówiąc o pełnych polotu Łgarzach, no i o Colombinach. To wenecki aktorski gwiazdozbiór – od Galii i Fronczewskiego, Piskorza i Dracza, Stankiewicza i Szramela, po Ewę Kamas, Barbarę Krafftównę i Ewę Kolasińską. I Goldoni, i Gozzi w walizce Giovanniego, w długiej wędrówce od Wrocławia przez Warszawę i Kraków, po Helsinki, Reykjavík i… Martynikę, gdzie Arlekin i Colombina nie musieli używać czarnych ani brązowych masek.
A polskie serce Gianniego? Giovanni Pampiglione jako tłumacz i reżyser Witkacego, Jasieńskiego i Herberta, ambasador polskiej kultury od Warszawy po Rzym, Formię i Spoleto, wytrwale zapraszający polskich artystów, aktorów i realizatorów do Atelier di Formia i do udziału w Festival dei Due Mondi. I ofiarny animator festiwalu włoskiej dramaturgii w Polsce Dico (skrót od Drammaturgia Italiana Contemporanea, ale także „dico”, czyli „mówię”). To bardzo dużo. „Teatr stał się dla Ciebie sposobem na życie. Nie mogłeś wybrać lepiej. Lektura książki to potwierdza. Ukazuje szczęśliwego człowieka i spełnionego artystę” – napisał w swoim liście profesor Janusz Degler. We wrześniu 2014 roku w Teatrze Wielkim w Warszawie uhonorowano Giovanniego medalem „Gloria Artis” i uroczystym benefisem. Była „cała teatralna Warszawa i pół Krakowa”, czyli przyjaciele ze sceny i z Piwnicy pod Baranami (a z nimi syn Giovanniego, Giulio), którzy występowali na chwałę jubilata. I to było na pewno dowodem jego artystycznego i życiowego spełnienia.
Jednak następne lata przyniosły Gianniemu wiele rozczarowań, a nawet sporo samotności. Teatry nie zwracały się do niego, świat sceny stał się inny. Trochę jak w słowach z jego Karnawału, rzuconych przez „nowego” Florinda: „Ja jestem wyrazem nowego teatru / teatru brutalnego i wstrząsającego / który oczekuje was wszystkich / teatru który wyrzucił za burtę / wszelką improwizację / wszelką grę słów / i przepędził na zawsze / maski obrazy muzykę / radość dialogów / rytm życie…”. I Giovanni, ten spełniony i wcześniej szczęśliwy, nie odnalazł już swojej sceny. Nie było Wielkiego Finału… Jest ciche pożegnanie, są słowa, zdania, wspomnienia. Na parę sekund przed katastrofą kapitan samolotu zostawia nagrane trzy słowa: do widzenia, dobranoc, cześć… Buona notte, Giovanni, grazie.
***
JAN POLEWKA
scenograf i reżyser, w 1971 roku rozpoczął współpracę z włoskim reżyserem Giovannim Pampiglionem, z którym zrealizował sztuki Carla Gozziego i Carla Goldoniego. Był dyrektorem krakowskiego Teatru Lalki, Maski i Aktora Groteska i dyrektorem ds. artystycznych Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie.