- Starość? Nie istnieje. To nie my decydujemy o śmierci, ale możemy decydować o życiu, dbając o siebie. Moją misją jest praca dla innych, służenie ludziom - tak trzeba w kulturze
- mówi Teresa Wądzińska, była aktorka Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie i Teatru Polskiego w Bydgoszczy.
Mówi pani o sobie "rasowa estradowa". Co to właściwie znaczy? - Bardzo lubię Borysa Szyca, to świetny aktor. Dlaczego więc nie był autentycznym marszałkiem w "Piłsudskim"? O Józefie Piłsudskim możemy powiedzieć, co chcemy: chuligan, awanturnik albo i jeszcze ostrzej. Ale trzeba też przyznać, że miał klasę, którą można było zaobserwować na podstawie jego sposobu bycia, a której nie przykryły ani dosadny język, ani bezpardonowe działania. Tak, jak na scenie nie da się zagrać hrabiny, bo hrabiną trzeba po prostu być, tak Szyc nigdy nie stworzy kreacji człowieka z klasą, bo - choć jest piekielnie zdolny - nie ma tego wyjątkowego stylu bycia we krwi. A ja, wychodząc na estradę, czułam, jakbym robiła to od zawsze, jak gdyby jeszcze w poprzednim życiu. Po latach gry na deskach teatru, na emeryturze nie zwalnia pani tempa. Od 11 lat prowadzi pani zajęcia teatralne dla seniorów. Jaka jest "Nasza klasa"? - To grupa trzynastu osób, sześć jest