Teresę Roszkowską, słynną scenografkę i malarkę, poznałam w Łodzi jesienią 1974 r., kiedy przyjechała do Teatru Nowego, aby w tamtejszych pracowniach dopilnować kostiumów i dekoracji do "Wesela Figara" Beaumarchais w reżyserii Bohdana Korzeniewskiego. Pomimo 70 lat była damą ekscentryczną, o nieposkromionej energii. Miała jak Cyganka śniadą cerę, w uszach długie, turkusowe kolczyki, na rękach złote bransolety. Nosiła czarne futro z małpy i wydekoltowaną, kolorową suknię własnego projektu. Lekko zaciągała, co przypominało o jej kijowskim pochodzeniu. Ojciec Adam, urodzony w Uniejowie pod Kaliszem, w Kijowie ukończył uniwersytet i politechnikę i pracował jako inżynier konstruktor, a po zwycięstwie bolszewików z ramienia młodego rządu polskiego zajmował się repatriacją rodaków. Matka Dorotea Leiszke, słynąca z urody i elegancji, była - jak mówiono w Warszawie - frojliną dworu cesarskiego. To po niej Teresa odziedziczyła wyzna
Tytuł oryginalny
Teresa Roszkowska - wspomnienie
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza - Gazeta Stołeczna nr 257