- Jest pewna piękna tradycja w Rosji, która mi się bardzo podoba, a z którą się w Polsce nie spotkałam. Polega ona na tym, że jeśli spektakl podoba się publiczności, to publiczność przychodzi i daje aktorom w prezencie, co kto ma. Jabłko, breloczek, cokolwiek. Jakiś malutki drobiazg. To jest bardzo sympatyczne - mówi aktorka KAROLINA GRUSZKA.
ROZMOWA z Karoliną Gruszką, która wystąpiła w Przeglądzie Teatrów Małych Form "Kontrapunkt" w Szczecinie, w spektaklu "Lipiec" - rosyjskiego dramaturga Iwana Wyrypajewa. Czy aktorstwo było Pani marzeniem od zawsze? - Pierwszym moim marzeniem było zostać Indianką, bo przeczytałam "Winnetou" i bardzo chciałam być z Winnetou albo z kimś bardzo podobnym do niego (śmiech). A potem szybko pojawiła się chęć bycia aktorką, bo ja rzeczywiście wcześnie trafiłam do dziecięcego teatru, i do pana Zanussiego, i do pani Cywińskiej, udało mi się po prostu znaleźć w dobrych rękach. Czym różni się teatr rosyjski od polskiego? A Moskwa od Warszawy?... - Moskwa jest dość męcząca na dłuższą metę, bo mieszka tam 20 milionów ludzi, bardzo dynamiczny tryb życia, do którego Polakowi ciężko przywyknąć. Natomiast życie teatralne ciężko generalizować. Wiadomo, że wiele zależy od osobowości reżysera, wytwarza się taka a nie inna atmosfera. Trochę i