Publiczność teatralna chce się śmiać, o czym świadczą tłumy na zachodnich farsach. Popularne są zwłaszcza komedie o seksie. Są jednak tematy, z których w polskim teatrze nie wolno żartować: to śmierć i religia - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.
Moda na zachodnie farsy osiągnęła w Polsce apogeum. W trzech ostatnich sezonach w teatrach repertuarowych odbyło się kilkanaście premier brytyjskich komedii, w tym dziesięć tylko jednego autora: Raya Cooneya, klasyka gatunku. Na niektóre tytuły bilety są wyprzedane na miesiąc przed przedstawieniem. Powstają już teatry wyspecjalizowane w farsach, jak powołany niedawno w stolicy Dolnego Śląska Wrocławski Teatr Komedia, a warszawski teatr farsy Kwadrat notuje rok w rok ponad 100 procentową frekwencję. W odróżnieniu od brytyjskiego rynku teatralnego, gdzie językiem komedii teatr mówi o ważnych tematach - jak zmiany w obyczajowości i stylu życia, konflikt pokoleń czy polityka - w Polsce gra się głównie farsy krążące wokół sfery seksu. Przykładem jest zawrotna kariera "Mayday", najpopularniejszej z fars Raya Cooneya, którą wystawiono dotąd dwadzieścia dwa razy. To opowieść o taksówkarzu bigamiście, który prowadzi podwójne życie, ukrywając praw