Są specjaliści, którzy za każdym pojawieniem się na scenie "Dziadów", "Kordiana", "Mazepy" czy "Irydiona", nie omieszkują zaznaczyć, iż problematyka ideowa tych utworów nie całkowicie im odpowiada. Za tym idą sformułowania, określane mianem "pękających w szwach", płycizna i nieznajomość podstawowych faktów z dziejów polskiej literatury romantycznej. Budowane na tym nikłym, bądź co bądź, zapoznaniu się ze sceniczną wersją dzieła - sądy i koncepcyjki są dalekie od prawdy, tak jak dalekie od prawdy jest dyskutowanie na temat obrazu, którego się nigdy w życiu nie oglądało. A tymczasem "te słynne" "Irydiony", "Dziady" i "Kordiany" są nie najgorszym materiałem teatralnym. Dowodem ostatnia inscenizacja "Irydiona" Zygmunta Krasińskiego w krakowskim Teatrze Kameralnym, w reżyserii i inscenizacji Jerzego Kreczmara. Odwaga reżysera i inscenizatora zafascynowała niemal cały teatralny Kraków - nie mówiąc już o obecności w dniu premiery prasowej rec
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Krakowska, nr 302