"Kandyd" Leonarda Bernsteina w reż. Michała Znanieckiego w Operze Krakowskiej w Krakowie. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Krakowski "Kandyd" jest jak koktajl z niespodzianką. Delektujemy się smakiem składników, by na koniec poczuć gorycz. Niezbadane są motywy decyzji dyrektorów polskich teatrów. Przez kilka dekad żaden nie zainteresował się "Kandydem" Leonarda Bernsteina - fajerwerkiem pomysłów muzycznych i inscenizacyjnych, a przez ostatnie półtora roku mamy okazję już po raz czwarty z nim się spotkać. Co spowodowało tę modę na "Kandyda"? Można by uznać, że nieprzemijająca aktualność XVIII-wiecznej opowiastki Woltera. Nasza rzeczywistość - jak z powieści - pełna jest kataklizmów, zagrożeń, a my niczym tytułowy Kandyd powtarzamy, że żyjemy w najlepszym ze światów. I ciągle wierzymy w miłość i szczęście, choć często tych stanów nie osiągamy. Nie przypisujmy "Kandydowi" Bernsteina zbyt głębokich treści. Zdarzenia inspirowane Wolterem są tak nieprawdopodobne, że szybko przestajemy doszukiwać się odniesień do tego, co nas otacza. Nawet jeśli