„Kino Mirage" Roberta Jarosza w reżyserii autora w Teatrze Lalki i Aktora w Łomży. Pisze Szymon Kazimierczak, członek Komisji Artystycznej 30. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Nieopodal dzisiejszej siedziby Teatru Lalki i Aktora w Łomży, przy placu Kościuszki stał kiedyś bogato zdobiony, imponujący budynek z dwiema charakterystycznymi wieżami. Rozebrano go pod koniec lat czterdziestych, gdy Łomża, jak wiele polskich miast, lizała rany po okupacji. Z miasta zniknęła wówczas grubo ponad połowa mieszkańców, zabudowa zniszczona była w siedemdziesięciu procentach. Po owym budynku zostały zdjęcia oraz wyjątkowo żywe i malownicze wspomnienia tych, którzy mogli pamiętać przedwojenną rzeczywistość. Stanowił on wówczas ważny ośrodek życia społecznego i kulturalnego: znajdował się w nim bowiem kinematograf. Początkowo wyświetlano tam filmy nieme, z biegiem lat do kina wprowadzono także repertuar dźwiękowy. Popołudniowe seanse poświęcano młodym widzom, zaś przed nimi odbywały się nieraz występy muzyczno-taneczne.
W Kinie Mirage nie mógł być pokazywany słynny Czerwony balonik, powstał niemal dekadę po jego rozbiórce, w 1956. Krótki metraż Alberta Lamorisse’a w kolejnym roku nagrodzony Oscarem, to marzycielska opowieść o chłopcu, który nawiązuje więź z balonikiem, dotrzymującym mu kroku niczym pies przybłęda, w odysei po powojennym Paryżu. Film jest poetycką pochwałą indywidualizmu i medytacją nad siłą dziecięcej wyobraźni. Młody bohater wraz ze swoim towarzyszem ucieka nieraz od rzeczywistości – od naprzykrzających się rówieśników, z surowych murów szkoły, rodzinnego domu, a nawet, co ciekawe… z kościoła. Gdy w finale balonik w akcie nikczemnej zazdrości zostaje zniszczony, nagle, jakby na ratunek chłopcu, z całego miasta przybywają inne baloniki i zabierają go wysoko, ku niebu. Niewinność zostaje ocalona dzięki magii sztuki filmowej.
Co zatem łączy nieistniejące Kino Mirage i film Lamorisse’a? Cóż – wyobraźnia twórców Teatru Lalki i Aktora w Łomży pod wodzą reżysera i autora scenariusza Roberta Jarosza. Splot inspiracji składających się na spektakl, trzeba przyznać, zapiera dech. Łomża i Paryż. Prywatne centrum świata i wspomnienie miasta sprzed katastrofy. Magiczny realizm i konkret miejskiej tkanki. Pamięć zbiorowa i pamięć indywidualna. Sama nazwa kina, jak podkreślał Jarosz, także jest znacząca. Oglądając spektakl możemy wyobrazić sobie, że przesuwa się przed nami obraz ze zdartej taśmy filmowej, a wraz z nim – cienie i powidoki.
Bohater (Tomasz Bogdan Rynkowski) wychodzi na scenę zza naszych pleców. Przedstawia się nam: całe życie mieszkał w Stanach Zjednoczonych, ale teraz coś kazało mu wrócić do rodzinnej Łomży. Spojrzeć na swoje miasto i siebie samego sprzed lat. Towarzyszymy więc dorosłemu mężczyźnie zaglądającemu do pokoju własnego dzieciństwa, patrzącemu na fasady budynków, ulice, mury, podwórka, ale i dziksze okolice Narwi, gdzie najpewniej bawił się jako dziecko. „Ten widok śnił mi się przez te wszystkie lata” – mówi Bruno. Kto wie, czym jest oderwanie od swojej małej ojczyzny, i jak smakują powroty w poszukiwaniu tego, co z niej pozostało, ten w lot złapie emocję, jaka zarysowuje się już w prologu spektaklu.
W podróży przez miasto bohater przemienia się w planie lalkowym w chłopca. Ma w tej odysei także cichych przewodników – wszyscy dyskretnie wiodą go do tytułowego kina. Pies prowadzony na kółeczkach, balonik znany z filmu Lamorisse’a, którego seans bohater wspomina z rozrzewnieniem. Pojawiają się także tancerki z przedwojennego kina (Marzanna Gawrych, Julia Sacharczuk), które doprowadzają Bruna do łuku o kształcie identycznym do tego, którym wchodziło się do budynku przy placu Kościuszki. Owego łuku strzegą murowani chłopcy, jak o nich pisze autor, w mundurkach z ceglastym wzorem (Miłosz Cieślik, Rafał Swaczyna), podobni do tych, którzy w filmie z 1956 usiłowali brutalnie wybudzić bohatera z marzycielskiego snu. W pewnym momencie patrzymy na ruiny miasta – pamięć lokalnej katastrofy nakłada się na wewnętrzną kondycję bohatera. Błądząc po Łomży, gdzie „złapał pierwszy oddech”, Bruno szuka odpowiedzi na pytanie o własną tożsamość, ale także o źródło jakiegoś trudno uchwytnego dyskomfortu, który odczuwa jako dorosły. „Miałem nadzieję, że kiedy tu dotrę, to zniknie ten mój niepokój” – mówi. Czy coś istotnego odnalazł? Czy niepokój udało się ukoić? Twórców nie interesują takie jednoznaczne rozstrzygnięcia. Ważne, że Bruno z pewnością poruszył w sobie jakieś czułe struny. Ale czy poruszył je także w nas?
To zależy od patrzącego. Także od jego gotowości, by przejść nad brakiem finezji w wykończeniu niektórych detali spektaklu. By przymknąć oko na nieco rozczarowującą finałową scenę, w której na całą przestrzeń rozpostarł się błękitny nieboskłon z balonikiem ulatującym ku niebu. Ale oświetloną w tak przypadkowy sposób, że ciężko uwierzyć w ten lot. I choć marzyłbym, by Kino Mirage miało zwiewność i lekkość czerwonego balonika z pięknego francuskiego filmu, to chropawość łomżyńskiego spektaklu nie przeszkodziła mi w skomunikowaniu się z emocją, jaką niósł. Ale już podejrzewam, że nastolatkowie, których zobaczyłem na widowni po zapaleniu świateł, machną na tę całą opowieść ręką. I będą mieli rację. Oni swoją tożsamość konstruują wokół innych spraw, a z pokoju dzieciństwa raczej śpieszno im uciekać. Bez wątpienia jednak jest w Łomży publiczność, która gotowa jest przyjąć to, co oferuje ten spektakl.
---
Robert JaroszKINO MIRAGE. Reżyseria: Robert Jarosz, scenografia: Mária Bačová, muzyka: Marcin Nagnajewicz, ruch sceniczny: Magdalena Ołdziejewska. Prapremiera w Teatr Lalki i Aktora w Łomży 2 marca 2024.