JERZY WALDORFF: Wiele się złożyło na to, że od dawna nie proponowałem redakcji "Polityki" żadnych tekstów. Przede wszystkim choroby, co obległy mój dom jak stado wilków, że nie wiadomo było, przed którymi się pierwej oganiać. dopiero całkiem świeżo ujrzałem z oddali mego Anioła Stróża, jak biegnie z kina (bo miał wolne) i krzyczy na te wilki, machając ożogiem: - Go home, skurwysyny! Bo mam nowoczesnego Anioła, więc dawno przestał wołać "paszli won", ale jeszcze się nie zdecydował, czy "skurwysyny" przełożyć modnie z amerykańska na "bitchsons", czy też z włoska na "putani". W każdym razie chciałbym teraz znów trochę miejsca zabierać w "Polityce", prosząc tylko Naczelnego, żeby moje nazwisko przeniósł z rubryki "felietoniści" do "współpracownicy", coraz mniej bowiem łączy mnie z koncepcjami zbawienia Ojczyzny, jakie proponują wybitni zresztą w swyrn fachu Passent, KTT i Groński, aliści - o czym pisałem kilkakrotnie - pragnął
Tytuł oryginalny
Telewizja. Co się podobało, co się nie podobało [fragm.]
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 2
Data:
12.01.1991