Marzy mi się porządnie zagrana klasyka - bez nadętych symbolicznie karuzel, bez monologów wygłaszanych łzawym patosem, bez "pomysłów" na kolejne sceny - o "Trzech siostrach" w reż. Julii Wernio w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie pisze Julia Liszewska z Nowej Siły Krytycznej.
Co pamiętam z "Trzech sióstr" w reżyserii Julii Wernio zagranych pod koniec maja w częstochowskim teatrze? Tyle co z odcinka "Klanu" czy "M jak miłość". Kolejne sceny jak zmieniające się kadry - klatki filmowe. Drewniane aktorstwo głównych bohaterek. Nie przekonuje mnie życie postaci, nie wzruszają niespełnione nadzieje, nieodwzajemnione miłości, podeptane marzenia. Dlaczego? Czy to wina aktorów snujących się bez celu po scenie lub przysiadających na niezliczonych krzesłach stanowiących główny element scenografii (obok wielkiej altany - karuzeli)? Nawet sceny szaleństwa są nieprawdziwe. Nie ma stopniowania uczuć, pragnień - rdzenia sztuk Czechowa. Nie ma słynnego czechowowskiego pauzowania - zwolnionego rytmu gry, dzięki któremu jego bohaterowie są tak przejmujący, prawdziwi. Wszystko dzieje się zbyt szybko - jakby grając w pośpiechu aktorzy chcieli jak najszybciej zakończyć spektakl. Jakby męczyli się na scenie. To sprawia, że widz też się