W przeciwieństwie do nazywanego milczkiem premiera Pawlaka, prezydent Wałęsa nie stroni od mass mediów i po niedawno wygłoszonym przemówieniu do narodu znów wystąpił przed kamerami TVP - tym razem w programie "Linia specjalna".
Panu prezydentowi nie podobał się sposób, w jaki prowadziła z nim rozmowę Barbara Czajkowska. Skarcił dziennikarkę za przeskakiwanie z tematu na temat, uniemożliwiające mu powiedzenie wszystkiego, co miał do powiedzenia w poruszanych sprawach, a gdy godzinna rozmowa dobiegła końca, wyraził z niej niezadowolenie. Myślę, że nie zadowoliła także telewidzów - nie tyle z winy red. Czajkowskiej, co pana prezydenta, który w kółko powtarzał swoją stałą śpiewkę: "Chcę, ale nie mogę, bo mam za małą władzę". Wynik telefonicznego opiniowania jego wypowiedzi - z przewagą prawie dwustu głosów "nie" - Lech Wałęsa tłumaczył tym, że ktoś chcąc mu "dołożyć" puścił famę, iż nie będzie można głosować na "nie" i wiele osób chciało to sprawdzić. Od dawna już podejrzewałam, że z tym referendum w "Linii specjalnej" coś jest nie w porządku. Sprawę wyjaśniła wypowiedź na ten temat w rubryce "Gazety Wyborczej" "Telefoniczna opinia publiczna".