"Sonata widm" Augusta Strindberga w reż. Markusa Öhrna w Nowym Teatrze w Warszawie. Pisze Łukasz Maciejewski na stronie AICT.
"Sonata widm" Markusa Öhrna w Teatrze Nowym to eksperyment. Jak na jedno z najbardziej gorących nazwisk teatru europejskiego, raczej rozczarowanie, ale w kategoriach codzienności teatralnego życia Warszawy, wreszcie coś, chociaż odrobinę ożywczego. Mam wrażenie, że w stolicy karty dawno temu zostały rozdane, i nie ma co liczyć na żadne niespodzianki. Wiadomo, czego możemy się spodziewać po Teatrze Narodowym, "Ateneum" czy "Współczesnym". Wyraźny i dosyć przewidywalny profil ma Teatr Powszechny, TR czy właśnie Teatr Nowy. Albo konwencjonalizm (w dobrym i złym tego słowa znaczeniu), albo teatr autorów z wyraźnym stylem i jeszcze wyraźniejszym ego. W tym kontekście spektakl Öhrna jest czymś, chociaż odrobinę zaskakującym. Słynny szwedzki artysta wizualny, pracujący przede wszystkim w Berlinie, autor zdumiewającej trylogii (pokazywanej zresztą w "Nowym"), przyjechał do Warszawy, żeby wystawić "Sonatę widm" Augusta Strindberga, klasyka szwedzkiej lit