"Na końcu tęczy" w reż. Ireneusza Janiszewskiego w Teatrze Muzycznym w Łodzi. Pisze Reata Sas w Expressie Ilustrowanym.
Judy Garland była gwiazdą, pozostała legendą światowego kina i estrady. Jej znakiem firmowym stała się rola Dorotki w nieśmiertelnej ekranizacji "Czarodzieja z krainy Oz" (1939) i piosenka "Over the Rainbow" ("Na końcu tęczy"), którą śpiewała na każdym koncercie. Nic dziwnego, że Peter Quilter nawiązał do niej w tytule sztuki o Judy Garland. Aż się prosi, by ta melodia stanowiła leitmotiv inscenizacji, zwłaszcza gdy po tekst sięga Teatr Muzyczny. Ale reżyser Ireneusz Janiszewski zostawił ją na koniec i nie powtórzył nawet wpisując w finał spektaklu miejsce na bis. Szkoda. W łódzkiej realizacji, prezentowanej w salce Akademickiego Ośrodka Inicjatyw Artystycznych, "Na końcu tęczy" to przede wszystkim niepozbawiony akcentów zabawnych dramat ostatnich miesięcy życia hollywoodzkiej superstar. Na małej scenie powstał pokój w londyńskim Ritzu (zważywszy na scenografię należałoby przyjąć, że to hotel nie więcej jak dwugwiazdkowy) i estrad