- Czytając tę epopeję, mam wrażenie, że nie obcuję z dziełem ani spiżowym, ani pradawnym. To poemat obrzędowy, miejscami tak nam bliski, że aż dotykający naszego naskórka - o "Panu Tadeuszu" nie tylko na lubelskiej scenie mówi reżyser Mikołaj Grabowski w rozmowie z Jackiem Cieślakiem w Rzeczpospolitej.
Jacek Cieślak: Mamy w pamięci "Pana Tadeusza" w pana reżyserii z Narodowego Starego Teatru w Krakowie. Czym lubelska adaptacja różni się od krakowskiej? Mikołaj Grabowski: Ta adaptacja nie odbiega daleko od tamtej. Różni się jednak od krakowskiej zarówno objętością materiału, jak i pojawieniem się scen nowych, nieistniejących w poprzedniej inscenizacji. Zniknęły też fragmenty scen czy całe sceny z poprzedniej realizacji. Ta adaptacja wydała się nam, jej autorom, dość przejrzysta. Trzy godziny spektaklu dla dzisiejszego widza to dużo, nie biorę pod uwagę męczenników sztuki, dla których czas przedstawienia nie gra roli. Myślę o widzu, który skuszony tytułem - dodajmy, prawie w Polsce niegranym -zechce zanurzyć się w dziele, którego fragmenty przeczytał w gimnazjum, resztę w streszczeniu z Google i ma mgliste pojęcie o pięknie tego utworu. Minęły czasy, kiedy w domach, podczas imienin czy innych rodzinnych uroczystości, co znam z autopsji, bi