- Połączenie kilku scen w konglomerat zarządzany przez jedną ekipę wydaje mi się gestem nieetycznym - mówi reżyserka Weronika Szczawińska. Kontynuujemy dyskusję o Teatrze Dramatycznym.
"Czy Warszawa chce, by najwyżej dotowany teatr był teatrem niezauważanym i słabym?" - pytali we wczorajszej "Gazecie Stołecznej" reżyserka Monika Strzępka i dramatopisarz Paweł Demirski. Dziś przedstawiamy kolejne głosy oceniające dyrekcję Tadeusza Słobodzianka w Teatrze Dramatycznym. Aneta Kyzioł, "Polityka" Trudno wymazać z pamięci niedawnego "Króla Edypa" w reż. Ondreja Spišáka, który był teatralnym odpowiednikiem szkolnego bryku z tragedii Sofoklesa - dość prostackim streszczeniem akcji dramatu; za całą interpretację starczyć miały współczesne kostiumy. W "Młodym Stalinie" Słobodzianka na pierwszy plan wysunięto "zmiękczacze": tańce, uczty i śpiewy, które skutecznie zagłuszyły głębsze sensy sztuki. W pamięci pozostaje "Absolwent" w reż. Jakuba Krofty - niezdarna i pozbawiona wdzięku oryginału kopia filmu Mike'a Nicholsa. No i porażająco pretensjonalna inscenizacja "Nocy żywych Żydów", powieści doradcy premiera Tuska, Igora O