"Panna Julia" zamyka sezon dziewięciu premier w Teatrze Śląskim pod rządami nowego dyrektora artystycznego Tadeusza Bradeckiego, który zapowiadał, że rewolucji nie będzie, i słowa dotrzymał. W Teatrze Śląskim ciągle brakuje świeżej reżyserskiej krwi. Bradecki wspominał, że najbardziej dziś rozchwytywani reżyserzy (np. Maja Kleczewska czy Michał Zadara) to jego byli studenci, i postara się ich dla Śląskiego pozyskać. Jeszcze jednak do Katowic nie zawitali - pisze Aleksandra Czapla-Oslislo w Gazecie Wyborczej - Katowice.
"Panna Julia" zamyka sezon dziewięciu premier w Teatrze Śląskim pod rządami nowego dyrektora artystycznego Tadeusza Bradeckiego, który zapowiadał, że rewolucji nie będzie, i słowa dotrzymał. Przy polityce troskliwej kontynuacji zróżnicowanego repertuaru najlepiej obroniły się Scena Kameralna i Malarnia. Z czterech kameralnych premier dwie są absolutnie obowiązkowe. "Zdobycie bieguna południowego", czyli magiczna terapia teatralną wyobraźnią, oraz "Jeden dzień" - niejednoznaczny moralnie i teatralnie spektakl w precyzyjnej reżyserii Bogdana Hussakowskiego. W Malarni Katarzyna Deszcz zadbała też o aktorski balans między kłamstwem, kpiną a szczerością w mrocznym irlandzkim Connemary ze świetnymi rolami Wiesława Kańtocha i Bogumiły Murzyńskiej ("Czaszka z Connemary"). Słabiej wypada Duża Scena. Przytrafiło się tam nieudane jubileuszowe "Wesele", w którym nie było nic z zapowiadanej politycznej prowokacji, czy napisane gwarą "Polterabend" - ważne