1. Godzina 7.30 rano; dworzec kolejowy Kraków Główny. Chodzę od straganu do straganu w starym przejściu podziemnym, otwieram książki. Są tanie, ale każdą odkładam po uprzednim obmacaniu; chciałbym kiedyś niektórych, ale wiem, że żadnej teraz. Trafiam na trzytomowe wydanie "Obłędu" Krzysztonia, tom pierwszy prawie się rozpada, dwa pozostałe jak nowe. Za trzy godziny, przez pasiastą kieckę pól, pociąg wsunie się w podziemie pod dworcem Warszawa Centralna... Nie ma jeszcze jedenastej; za wcześnie, żeby prosto do Zachęty, więc idę chyba nie wiem dokąd, tylko trochę wiem którędy, za to na pewno w stronę. Ze mną wystawy idą; manekiny w ubraniach dla mnie, a pomiędzy nimi moje, poruszane mną, niewyraźne odbicie; w niektóre wchodzę przez szklane drzwi. Kupiłem sobie marynarkę w stylu witkacowskim, trzy razy przymierzałem różne rozmiary, bo długość rękawów nigdy nie zgadza się u mnie z szerokością w ramionach. Zjadłem gorącą kanapk
Tytuł oryginalny
Teatropolis w pałacu sztuki
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 9