Natychmiast po poniedziałkowej premierze Teatru TV, a była nią sztuka, Henry de Nontherlanta, współczesnego, znakomitego i sławnego francuskiego dramaturga i powieściopisarza pt.: "Martwa królowa", ukazały się w prasie codziennej notki recenzenckie. Ogólnie chwalono to przedstawienie, niemniej tu i ówdzie pobrzmiewała nutka: a co to właściwie nas obchodzi, skoro rzecz sięga gdzieś aż po wiek XIV i do tego do wcale nam obcej Portugalii? Temat zwietrzały, trąci myszką itd. itp. Przyznam się, że lansowanie takich opinii przez jedną z najpoczytniejszych gazet nieco mnie zdziwiło. I wcale nie dlatego, że "Martwą królową" wpisać należy w rejestr najwybitniejszych osiągnięć telewizyjnego teatru, ale przede wszystkim na skutek owej "zwietrzałości i myszki". O cóż bo wreszcie chodzi w dramacie tej miary? O to, że żył sobie stary i niedobry król? O to, że miał niepodlegającego swej woli syna, który się kochał w jasnowłosej Inez? Na ukazanie taki
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Ludowy