"Miłość blondynki" w reż. Krystyny Jandy w Och-Teatrze w Warszawie. Pisze Aneta Kyzioł w Polityce.
Co grałyby warszawskie teatry, gdyby nie było telewizji, która w kółko pokazuje stare filmy? Jeszcze nie doczekaliśmy się teatralnej adaptacji "Samych swoich","Potopu" czy którejś z części "Kevina"- wracających na mały ekran regularnie przy okazji każdych świąt - ale już można oglądać m.in. "Absolwenta" i "Skazę", do których właśnie dołączyły "Miłość blondynki" i "Dziewczyny do wzięcia", adaptacje filmów z 1965 i 1972 r. Opowiadają o napalonych, energicznych dziewczynach, które desperacko szukają partnerów: do miłości, do życia, a choćby tylko do seksu. Ale mężczyźni, których los im oddał do dyspozycji, nie nadają się do niczego. Krystyna Janda przeniosła na scenę komedię Formana bez żadnego pomysłu. Bohaterowie głównie biegają z jednej strony sceny na drugą, a kilka ciekawszych sytuacji, rozgrywanych między rodzicami wybranka tytułowej blondynki (Piotr Kozłowski i Jolanta Litwin-Sarzyńska), to za mało, by chaos w Och-Teatrze