Arystokratyczna rodzinka zjechała się na urodziny najstarszej siostry, ale wytworny zjazd przekształca się, mimo woli, w pranie rodzinnych brudów. O, nie jest to pranie w naturalistycznym wydaniu - mydliny opalizują filozoficzną poezją, w oparach unowocześnionej mitologii greckiej. Niby to antyczna tragedia, ale o krok od "dziwacznej farsy, śmiesznej jak pantomima z dręczącego snu" (tak to określa jeden z bohaterów sztuki). Atmosfera I aktu wciąga i fascynuje, w drugim -rzecz się nieco rozkleja. Sam autor, nestor nowoczesnej poezji angielskiej i orędownik poetyckiego dramatu, przyznał ponoć, że grecki wątek kłóci się tu ze współczesną kanwą.Scenografia Ewy Starowieyskiej bajecznie oddaje nastrój sztuki: salon-biblioteka z pozorami klasycznego ładu, a na ścianach, tu i ówdzie, pęknięcia, szczeliny "unerwione" niby przyczajone pioruny. Piękne są też suknie pań: wytworne, nieco helleńskie. Ale tu właśnie wkrada się nieporozumienie, bynajmniej n
Źródło:
Materiał nadesłany
Światowid nr 15/16