- W "Dwa" jest ten genialny moment, że publiczność się śmieje, a zaraz potem wstydzi się, że się śmieje. Graliśmy sztukę dopiero kilka razy, a już kilka kobiet odważyło się przyjść po spektaklu i powiedzieć: "Ja tak miałam, mąż mnie bił". Musiało je to mocno poruszyć, przecież normalnie i publicznie o takich rzeczach się nie mówi - o spektaklu "Dwa" w katowickim Teatrze Korez opowiadają aktorzy GRAŻYNA BUŁKA i MIROSŁAW NEINERT.
Grażyna Bułka i Mirosław Neinert są małżeństwem od dwóch sztuk. Ale to dopiero gra wstępna. Po śląskiej parze Świętków w "Cholonku" pora na skomplikowane relacje w sztuce "Dwa". Aleksandra Czapla-Oslislo: Najpierw Świętkowie, teraz właściciele rodzinnego baru. Dwa razy na scenie Korezu i dwa razy w roli małżeństwa. Czy to udany sceniczny związek? Grażyna Bułka: Owszem, choć jesteśmy na początku tej nowej drogi życia. W zasadzie to dopiero gra wstępna, prawda, Mirku? Mirosław Neinert: Oj tak, podnosimy sobie ciągle poprzeczkę. Małżeństwo Świętków z "Cholonka" było bardzo tradycyjne. U Jima Cartwrighta gramy małżeństwo po traumatycznych przeżyciach. Zresztą obok duetu właścicieli baru gramy jeszcze kilkanaście innych postaci w różnym wieku, i tych szczęśliwych, i tych uwikłanych w związki wręcz patologiczne. Po co zapraszacie widzów do teatralnego pubu? M.N.: W tym pubie jest istota teatru: ludzie przychodzą tu opowia