Tomasz Man zrealizował sztukę Jona Fosse`a, jakby ilustrował definicję teatru absurdu ze "Słownika gatunków literackich". Przez godzinę oglądamy pokój zmontowany z trzech zastawek w kolorze drewna. Pośrodku stół. Trzy krzesła, których często nie wystarcza dla wszystkich bohaterów obecnych na scenie, więc obchodzą siebie nieufnie jak uczestnicy dziecięcej zabawy - dla kogo miejsca na krześle zabraknie, ten z niej odpada. Ładny, surowy obraz. Akcja obejmuje również kulisy - tu czasem znikają bohaterowie. Tekst mówi o zwykłym norweskim domu na wichrowym, nadmorskim wzgórzu. Ze słów bohaterów dowiadujemy się, że to nie jest przestrzeń zaklęta, lecz dom na skraju wioski, do którego po prostu nie chce się wracać, bo ludzie, którzy go zamieszkują, są neurotyczni i już się nie kochają. Świat Tomasza Mana, którego jesteśmy uczestnikami, nie ma drugiego dna. Bohaterowie rozmawiają ze sobą strzępami zdań. Dominuje proste ozna
Tytuł oryginalny
Teatr ze słownika
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Dolnośląska nr 247