Bernard-Marie {#au#1334}Koltes{/#}, zmarły przed paru laty głośny francuski dramaturg, pisał swoje sztuki z nienawiści do wszystkiego, co syte, chciwe, bezmyślne, co mało przyjaźnie obdarzamy niepolskim mianem establishmentu. A że od nienawiści na szczęście tylko krok do miłości, czule spoglądał na nieudaczników, wyrzuconych poza nawias kloszardów, którzy wciąż jednak czekają, bo zostały im tylko złudzenia. Jego sztuki, postrzegane jako pełne agresji, są w istocie krzykiem rozpaczy nad źle urządzonym światem i może bliżej im do Boga niż statecznym moralizatorom. "Zachodnie Wybrzeże" wystawione w Teatrze Studio przez Krzysztofa {#os#8022}Warlikowskiego{/#} pokazuje rzeczywistość w celuloidowym opakowaniu, sztucznym, jak wykreowany przez ludzi świat. Na marginesie tego świata na Zachodnim Wybrzeżu Nowego Jorku mają swój azyl biedacy. To tu postanawia dotrzeć jeden z amerykańskich milionerów, aby zaspokoić swój kaprys: umrzeć na śmietni
Źródło:
Materiał nadesłany
Gość Niedzielny nr 9