Pusty, ilustracyjny spektakl, który powierzchownie próbuje zajmować się problemem niejednoznaczności dobra i zła - o "Przyjęciu dla głupca" w reż. Tadeusza Bradeckiego w Teatrze Nowym w Poznaniu specjalnie dla e-teatru pisze Marcin Maćkiewicz.
Poznański Teatr Nowy jest fenomenem. W opublikowanym kilka lat temu (na łamach "Teatru") raporcie dotyczącym finansowania polskich scen znalazł się w czołówce najlepiej radzących sobie placówek. Co miesiąc, w dniu otwarcia puli biletów, przed kasami ustawiają się olbrzymie kolejki, a miejsca na widowni trzeba rezerwować nawet z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. Niby nie ma w tym nic złego, ale kolejne premiery utwierdzają w przekonaniu, że wszystko to odbywa się kosztem wszelkich ambicji artystycznych. Poza kilkoma spektaklami, przede wszystkim tymi zrealizowanymi przez Janusza Wiśniewskiego, można odnieść wrażenie, że w większości realizacji mieszanka niezbyt skomplikowanego potraktowania tekstu i szczypty slapstikowego humoru ma stać się raczej okazją do przyjemnego zaliczenia miesięcznej dawki kultury, niż impulsem do jakichkolwiek głębszych wrażeń. Decyzja Tadeusza Bradeckiego o zrealizowaniu "Przyjęcia dla głupca" Francisa Vebera mogłaby wydaw