"Sonata jesienna" w reż. Eweliny Pietrowiak w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Janusz Majcherek w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.
"Sonata jesienna" z Ateneum nie należy do przedstawień, które liczą się dzisiaj na teatralnej giełdzie. Jest z założenia niemodna, daleka od (po)nowoczesności, niczego nie dekonstruuje. I dlatego zasługuje na chwilę uwagi. Reżyserka tego przedstawienia Ewelina Pietrowiak od niedawna pracuje w teatrze, ma w dorobku bodaj pięć premier, w tym nieźle przyjęte "Pokojówki" Geneta, którymi zainicjowała trwalszą, mam nadzieję, współpracę z Ateneum. Jest za wcześnie, żeby określać jej reżyserski styl czy, nie daj Boże, przypisywać ją do jakichś pokoleń lub grup, choć jest niewątpliwie młoda i sprawia wrażenie zdolnej. Wygląda mi na to, że właściwością Pietrowiak jest niechęć do chodzenia w zbaraniałym stadzie, któremu jego przewodnicy każą beczeć publicystycznie, politycznie i straszliwie rewolucyjnie. Tymczasem Pietrowiak rozstawia swój teatr z dala od zgiełku, popadając zresztą w sytuację paradoksalną - wyraźnie interesuje ją